Wczoraj Prokuratura Rejonowa w Lęborku otrzymała zleconą opinię w sprawie śledztwa dot. śmierci płetwonurka z Poznania, którego ciało wydobyto rok temu z wraku statku Wilhelma Gustloffa.
Robert Szlecht z Poznania poszukiwany był od 2012 roku. Jego szczątki wydobyto w ubiegłym roku z wraku Gustloff w okolicach Łeby. Biegli w opinii uznali, że powodem śmierci płetwonurka było utonięcie.
Choć najpewniej nikt nie usłyszy w tej sprawie zarzutu zabójstwa, nadal prowadzone jest śledztwo w w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci.
Śledczy analizują dowody pozyskane z zapisów z komputera nurkowego, który został znaleziony przy zwłokach, oraz z opinii biegłych, w tym patomorfologa, biegłego w dziedzinie nurkowania i specjalisty anestezjologa.
Przed sądem mogą zostać postawieni towarzyszący Szlechtowi w wyprawie nurkowie, którzy prawdopodobnie podawali śledczym nieprawdziwe informacje dot. wyprawy. Nurkowie twierdzili, że nurkowali na tankowcu "Terra", a nie na "Wilhelmie Gustloffie", co byłoby nielegalne bez zgody Urzędu Morskiego w Gdyni. Grozić im może m.in. zarzut za nieudzielenie pomocy, składanie fałszywych zeznań oraz narażenie zdrowia i życia zespołu ratowniczego, który poszukiwał zwłok na niewłaściwym wraku.
Ciało płetwonurka wydobyła załoga Marynarki Wojennej ORP Lech z Gdyni 25 czerwca 2019 r. Tożsamość mężczyzny określono dzięki analizie linii papilarnych.
Statek Wilhelm Gustloff został storpedowany w 1945 roku rzez radziecki okręt podwodny. Na pokładzie zginęło ponad 6 tysięcy osób, w tym niemieckich rodzin, żołnierzy i funkcjonariuszy Gestapo. Statek zatonął około 40 km na północ od Łeby, ponad 25 lat temu uznany został za mogiłę wojenną.
Zatonięcie statku uznane zostało za największą katastrofę morską w historii. Wrak objęty jest całkowitym zakazem nurkowania.